Gdyby jeszcze 15 lat temu, ktoś stwierdził, że testy na obecność narkotyków w organizmie będą powszechnie dostępne w polskich aptekach, można by powiedzieć, iż ogląda zbyt dużo amerykańskich filmów. Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że niezbyt liczne grupy hipisowskie, dość swobodnie korzystające z aptecznych specyfików, raczące się pochodnymi cannabisu, czy w końcu zażywające heroinę (tzw. „polski kompot”), przestaną być jedyną tak zwaną „społecznością” narkomanów.
Należy również pamiętać o tym, że do 1989roku, ustawa o cenzurze jasno określała, iż zjawiska takie jak alkoholizm, narkomania, prostytucja czy bezdomność w Polsce nie istnieją lub stanowią minimalny margines przekroju społecznego. Trudno więc w związku z powyższym określać ilość osób uzależnionych od narkotyków w tym czasie, czy szacować zjawisko tak zwanej „sportowej” narkomani. W tym miejscu należałoby z całą pewnością oddać słowo uznania Markowi Kotańskiemu, który już u schyłku lat 70-tych mówił głośno o zjawisku narkomani, ostrzegał przed jej szybkim narastaniem i na nasze szczęście powoływał do życia coraz to nowsze placówki resocjalizacji narkomanów. Myślę jednak, że i on w swoich najśmielszych przypuszczeniach nie zakładał tego, z czym spotykamy się dzisiaj.
W latach 90-tych nastąpiła diametralna zmiana na rynku narkotycznym w naszym kraju. Co rusz, zaczęły pojawiać się nowe narkotyki; szybko przenikając do środowisk młodzieżowych, jak wszystkie zachodnie mody traktowane z dużą dozą akceptacji, bez przewidywania negatywnych skutków. Duży wpływ na rozrost tego zjawiska, miał również fakt wejścia w środowisko osób uzależnionych ludzi związanych ze światem przestępczym, które same nie korzystały z narkotyków, natomiast postrzegały handel używkami jako znakomity interes. Policja ten moment określa jako czas pojawienia się w Polsce tak zwanego narkobiznesu. Od tego momentu możemy powiedzieć, że zjawisko narkomani, przyjęło rozmiary pandemiczne. I nie mam tu na myśli tych, których diagnozujemy jako uzależnionych, ale wszystkich, którzy w mniejszym lub większym stopniu zażywają narkotyki. Statystyki Poradni Uzależnień, w sposób jednoznaczny mówią o drastycznym spadku wieku inicjacji narkotycznej, jak i również o ogromnej dostępności wszystkich używek.
Już dawno wiadomo, że narkotyki nie są problemem dużych aglomeracji miejskich, czy środowisk patologicznych. Polska jest jednym z największych producentów amfetaminy czy ecstasy, będąc jednocześnie szlakiem przerzutowym z południa na północ Europy dla tureckiej i afgańskiej heroiny. A wszędzie tak gdzie znajduje się nawet niewielkie skupisko młodzieży, znajduje się również dealer mający do zaoferowania szeroką gamę narkotyków. Należy w tym miejscu obalić również mit o tym, że na narkotyki stać tylko bogatych. Nic bardziej mylnego! Jeśli w warszawskim klubie nie kupimy piwa taniej niż za 5 zł a możemy nabyć tabletkę ecstasy za 2,5 zł, to czy jest to drogo?? A jest to tylko jeden z przykładów tego, jak bardzo tanie są dziś w Polsce narkotyki.
Aktualne dane z realizowanych przez Instytut Psychiatrii i Neurologii badań, w sposób jednoznaczny określają, że w niektórych środowiskach dziecięco-młodzieżowych, aż 40% osób przynajmniej raz w życiu zapaliło marihuanę lub inną substancję jej pochodną. Przez niektórych zjawisko to określane jest „modą” na narkotyki; należy jednak zauważyć, że moda np. na mini, w zimie może skutkować przeziębionym pęcherzem, natomiast „moda” na narkotyki dla niektórych bywa śmiertelna. Mimo tego faktu słychać często głosy mówiące o legalizacji narkotyków, dzieląc je na „miękkie” i „twarde”. Czyżby w tym przypadku słowo miękkie miało oznaczać bardziej bezpieczne?
W tym momencie mechanicznie wręcz, nasuwa się pytanie: co zrobić by moje dziecko należało do tej grupy, która nigdy nie sięgnie po narkotyki? Odpowiedź terapeuty z wieloletnim stażem pracy, może tu być zaskoczeniem dla wielu. Otóż nie ma takiej możliwości, byśmy nasze dziecko uchronili przed kontaktem z narkotykami! Jeśli nie na podwórku, w szkole, na wakacyjnym wyjeździe, na dyskotece czy imprezie u kolegi (zwanej kiedyś prywatką), nasza pociecha spotka się z narkotykiem. Może nawet go spróbuje, zachęcone przez kogoś, komu będzie ufać. Istotne jest, by po takim wydarzeniu rodzic dowiedział się o tym fakcie. Oczywiście nie od znajomych po kilku latach, czy nie daj Boże od terapeuty w Poradni, ale od własnego dziecka. Jeśli tak się stanie, znaczy to, że mamy dobry kontakt z dzieckiem i możemy przegadać ten temat na wszystkie znane nam sposoby. Zakładając, że posiadamy wiedzę o narkotykach, na tyle aktualną by być partnerem w rozmowie.
Niestety z rozmów z rodzicami, którzy trafiają do Poradni wynika, że takie sytuacje należą do rzadkości, a o fakcie, że dziecko bierze narkotyki, rodzice dowiadują się z reguły jako ostatni. Kiedyś, jeśli podejrzewaliśmy, że nasz syn czy córka, wracając późno do domu, wpada w złe towarzystwo lub po prostu poznaje uroki życia, wystarczyło powiedzieć: podejdź tutaj i chuchnij! No i było wiadomo. Z narkotykami sprawa jest bardziej skomplikowana. Oczywiście, jeśli ktoś jest tak bardzo odurzony narkotykami, że „przelewa się przez ręce” czy traci przytomność na naszych oczach, wtedy postawienie diagnozy: przychodzi łatwo. Ale w świat narkotyków wchodzi się zazwyczaj powoli, stopniowo, poznając różne środki, porównując ich działanie, szukając coraz to mocniejszych wrażeń i doznań. Jeśli człowiek a w szczególności młody człowiek, bierze narkotyki i jest mu z tym dobrze, to nie należy liczyć, że przyzna się do tego faktu. Będzie kłamać, oszukiwać, manipulować byle nie dać się złapać na tym fakcie. Bardzo często w takiej sytuacji rodzice stają się bezradni. Bo z jednej strony dziecko funkcjonuje w miarę normalnie (mowa o wstępnym okresie brania narkotyków), a jednak odczuwamy, że jest coś nie tak. Oczywiście możemy się w tym momencie udać do specjalisty i liczyć na cud, że „na oko” terapeuta rozpozna, iż nasze dziecko trzy dni temu było naćpane. Takiej możliwości niestety nie ma! Nawet wysokiej klasy fachowiec nie jest w stanie zauważyć po kilku dniach, że w organizmie ludzkim znajduje się narkotyk.
I tu właśnie pojawia się rola do odegrania. Testy na obecność narkotyków w moczu, czy te jeszcze prostsze w obsłudze, badające ślinę, mogą nam w tym pomóc. Z dużą wiarygodnością mogą nam pomóc w określeniu faktu, czy w organizmie znajduje się jeszcze narkotyk, czy nie. W zależności od rodzaju substancji możemy badać jej obecność w organizmie od kilkunastu godzin do nawet kilku tygodni od jej zażycia. Oczywiście nie możemy zakładać, że test jest środkiem terapeutycznym, ale posiadając go możemy mieć pewność, z czym mamy do czynienia. W okresie gdy dziecko próbuje narkotyków, wiedząc, że rodzice nie zaakceptowaliby tego fakty, będzie go przed nami ukrywać. Ale w przypadku gdy wie, że możemy im zrobić w każdej chwili test i za kilka minut mieć już wynik, strach przed konsekwencjami może być większy niż sama chęć spróbowania czegoś zakazanego. Jak można się domyślić, dużo łatwiej jest tak postąpić gdy nasze dziecko jest młodsze. Ale skoro do Poradni trafiają już 14-15 latkowie mający kontakt z heroiną, to znaczy, że liczyć się z takim problemem musimy stosunkowo wcześnie. Jest również faktem, że rozpoznanie stosunkowo wcześnie, iż nasze dziecko ma kontakt z marihuaną, rozmawianie z nim na ten temat, pokazywanie mu negatywnych skutków czy kontrolowanie go za pomocą testów, może w dużej mierze przyczynić się do tego, że inne narkotyki nie pojawią się nigdy w jego życiu. Oczywiście nikt takiej pewności nam nie da.
Idealnie było by żyć w Świecie gdzie narkotyki nie istnieją, a jeśli nawet to nie uzależniają i mają dobry wpływ na nasze zdrowie. Ale realistycznie oceniając czasy, w których przyszło nam żyć, uważam, że mając wiedzę na temat narkotyków i ich skutków, oraz narzędzia pomocnicze, możemy się czuć troszkę bezpieczniej.
Czego sobie i całej ekipie Diagnosis życzę!